Archiwum 16 października 2018


trochę inaczej
16 października 2018, 13:46

Dużo blogów jest o życiu, o rodzinie, o wychowywaniu dzieci (z których sama chętnie korzystam), o podróżach...

W tym blogu chciałabym się skupić na nieco innym temacie.

Jestem mamą dwójki chłopców. Chorych chłopców. 

Pierwszy syn, jak opisałam wstępnie w poprzednim wpisie, jest po dużych medycznych przejściach. Mamy spore doświadczenie życiowo-szpitalne, którym chciałabym się podzielić.

Często inni rodzice pytają jak jest na oddziale, co zabrać do szpitala i wiele, wiele innych. Prócz tego typu pytań jest jeszcze inna bardzo ważna kwestia... Kwestia leczenia, lekarzy. Podpowiem na co zwracać uwagę, czego nie odpuszczać, kiedy wyostrzyć czujność.

Niestety my jako rodzice popełniliśmy dużo błędów za bardzo ufając tym, którzy teoretycznie mają pomagać. Rzeczywistość jest brutalna. Nie wszyscy wiedzą co robią i niektórzy lekarze niestety bardziej szkodzą niż pomagają...

pierwszy wpis.
16 października 2018, 10:00

Zacznę od tego jak urodziłam pierwsze dziecko.

Ciąża od początku zagrożona. Byłam młoda, mialam 23 lata. Ciągle szpital i szpital. Kroplówki, zastrzyki. W 7 miesiącu na USG wykryto zbierającą się wodę w brzuchu mojego synka. Leżałam cały miesiąc w szpitalu, gdzie codziennie mnie badano. Powód wody w brzuszku nienarodzonego - NIEZNANY. Kazano mi się przygotować na najgorsze. 

Pierwsza radość, woda zaczęła sie wchłaniać. Wszystko jest dobrze. Z dzieckiem dobrze, z mamą dobrze. Na miliard moich pytań dlaczego, co mogło być przyczyną, nie dostałam odpowiedzi... hm... Kazali się cieszyć, że wszystko skończyło się dobrze i wracać do domu. 

Trzy tygodnie w domu. Godzina 6 rano. Poniedziałek. Wstaję z łóżka i trach! - wody odeszły... Ale jak to przecież został ponad miesiąc do porodu! Spokojnie widocznie tak musi być. Jedziemy do szpitala.

Wody płodowe ewidentnie zielone, położna wpisuje w karcie przejrzyste... Zestresowana poinformowałam znajomą położną, która od razu przyjechała. Do porodu poprosiła swoją koleżankę. 

Po godzinie 14stej siłami natury, na świat przyszedł mój pierworodny. Ze względu na słabe napięcie mięśniowe, i kolor skóry dostał 8pkt. Waga 2500g, długość 51cm. Wcześniak. Zabrano go na oddział. 

Nakarmiony sztucznym mlekiem, o czym dowiedziałam się, gdy zapytałam kiedy zostanę zawieziona na karmienie. "Nie ma takiej potrzeby. Dzidziuś już jest nakarmiony. Pani niech leży i nie wolno Pani samej jechać do dziecka".

Mąż był u syna, po czym przychodzi zdziwony i mówi: "Wiesz? Młody jest już nakarmiony i zaszczepiony...". Oczywiście od razu wyraziliśmy ogromne niezadowolenie z faktu, iż nie zostałam zapytana o zdanie na temat karmienia i zastrzegliśmy, że noworodziu ma być karmiony wyłącznie piersią, co spotkało się z ogromnym oburzeniem ze strony pielęgniarek, że w ogóle mamy coś do powiedzenia...

Pozostała kwestia zaszczepienia... Oczywiście wiedzieliśmy, że jest to normalny zabieg, wszystkie dzieci je dostają itp. Jednak cały czas zastanawiał nas fakt, że przecież nie szczepi się nawet przy katarze, a tu młody człowiek, wcześniak i tak od razu po porodzie? Ok. Lekarze dycydują, są wykształceni, widocznie wiedzą co robią.

APEL: WIĘKSZOŚĆ LEKARZY NIE WIE CO ROBI!!!